W polskim filmie

Film bywa banal­ny, miał­ki, kiczo­wa­ty, naiw­ny, kłam­li­wy, głu­pi, odra­ża­ją­cy, brzyd­ki. Bywa też dzie­łem, a cza­sa­mi nawet arcy­dzie­łem. Podob­nie jest z pol­ski­mi fil­ma­mi. Nie­któ­re z nich odci­snę­ły pięt­no na świa­to­wej kine­ma­to­gra­fii. Więk­szość z nas syp­nie z ręka­wa tytu­ła­mi, nazwi­ska­mi akto­rów, reży­se­rów czy ope­ra­to­rów, ale film anga­żu­je o wie­le wię­cej pro­fe­sji. Jed­ną z klu­czo­wych jest zawód mon­ta­ży­sty. Bez nie­go nie tyl­ko nie ma fil­mu — dobry mon­ta­ży­sta wznie­sie dzie­ło na szczy­ty, sła­by uda­rem­ni wszel­kie ambicje.

1. «Nóż w wodzie», reż. Roman Polań­ski, Zespół Fil­mo­wy Kame­ra / Wytwór­nia Fil­mów Fabu­lar­nych Wro­cław, 1962, cz‑b

2. «Do redak­cji nad­szedł list», reż. Tade­usz Makar­czyń­ski, Film Pol­ski / Wytwór­nia Fil­mów Doku­men­tal­nych, 1950, cz‑b

3. «Pierw­szy plon», reż. Woj­ciech Jerzy Has, Jan Zelnik, Wytwór­nia Fil­mów Doku­men­tal­nych, 1950, cz‑b

Jed­ną z naj­lep­szych pol­skich mon­ta­ży­stek jest Han­na Pru­gar-Ketling. Wśród pół set­ki współ­pra­cu­ją­cych reży­se­rów znaj­dzie­my Polań­skie­go, Waj­dę, Zaor­skie­go. To ona zmon­to­wa­ła «Nóż w wodzie»1 i wie­le innych wybit­nych dzieł kina. Przy­go­dę z mon­ta­żem fil­mo­wym zaczę­ła pod koniec lat czter­dzie­stych asy­stu­jąc Wła­dy­sła­wo­wi Kaź­mier­cza­ko­wi. Pierw­sze fil­my samo­dziel­nie zmon­to­wa­ła w 1950 roku: «Do redak­cji nad­szedł list»2 i «Pierw­szy plon»3, wte­dy nie była jed­nak jesz­cze pew­na, czy mon­taż to jej droga.

Pierw­sze samo­dziel­ne pró­by z mon­ta­żem w 1950 r.:
«Do redak­cji nad­szedł list» T. Makarczyńskiego
i «Pierw­szy plon» W. Hasa
 


4. «Piąt­ka z uli­cy Bar­skiej», reż. Alek­san­der Ford, Wytwór­nia Fil­mów Fabu­lar­nych Łódź, 1954, barwny

5. «Ostat­ni swing», reż. Tomasz Garn­ca­rek, Gang­sta­rek Films, 2019, barwny


Ad 2. Zain­te­re­so­wa­ni znaj­dą zdję­cia z dru­kar­ni w siód­mej minu­cie. Nar­ra­tor popeł­nia drob­ne błę­dy w żar­go­nie, ale to nic w porów­na­niu z resz­tą… a cóż mam­ro­czą usta lino­ty­pi­sty? O, jak­że praw­dzi­wa i pięk­na jest jego mina!


Ad 2 i 3. Swo­je pierw­sze mon­ta­że Pru­gar wyko­na­ła nie­ofi­cjal­nie, stąd jej wkład nie ma odzwier­cie­dle­nia w napisach.
Oba przy­wo­ła­ne fil­my zwy­cza­jo­wo zali­cza się do doku­men­tów, jed­nak dla wyro­bio­ne­go widza jest oczy­wi­ste, że nimi nie są. Sta­no­wią ele­ment ówcze­snej inży­nie­rii spo­łecz­nej, któ­rej celem było ura­bia­nie odbior­cy w kie­run­ku homo sovie­ti­cus, doty­czy to rów­nież więk­szo­ści ówcze­snych fil­mów fabularnych.


Ad 4. Mło­da Hali­na Pru­gar nie zaist­nia­ła w napi­sach «Piąt­ki z uli­cy Bar­skiej». Jej pra­ca mia­ła cha­rak­ter eks­pe­ry­men­tal­ny, gdy­by umiesz­czo­no jej nazwi­sko zamiast zakon­trak­to­wa­nych, spo­wo­do­wa­ło­by to trud­no­ści natu­ry formalnej.

Prze­łom nastą­pił trzy lata póź­niej wraz z «Piąt­ką z uli­cy Bar­skiej»4 For­da. Film był już zmon­to­wa­ny i goto­wy do dys­try­bu­cji, zbieg oko­licz­no­ści spra­wił, że popro­szo­no ją o zmon­to­wa­nie dru­giej wer­sji na rynek nie­miec­ki. Mon­to­wa­ła z pozo­sta­łe­go mate­ria­łu — z nie­wy­ko­rzy­sta­nych wcze­śniej dubli. Jej wer­sja zga­si­ła pra­cę łódz­kich mon­ta­ży­stek i weszła na ekra­ny rów­nież w Pol­sce (pier­wot­ną Ford porzucił). 

Jak sama twier­dzi, naj­bar­dziej roz­wi­ja­ła się twór­czo we współ­pra­cy z Waj­dą. Mon­to­wa­ła dla nie­go na prze­strze­ni dwu­dzie­stu lat, a on jej nie prze­szka­dzał, nie wtrą­cał się, nie narzu­cał, a jeśli zażą­da­ła, dokrę­cał uję­cia i sce­ny. Ostat­nio zawo­do­wo mon­to­wa­ła ponad dwa­dzie­ścia lat temu, w 2019 r. skon­sul­to­wa­ła «Ostat­ni swing»5 Toma­sza Garn­car­ka. W mar­cu br. skoń­czy 94 lata.


Sła­bą stro­ną wszyst­kich pol­skich fil­mów jest typo­gra­fia. Za typo­gra­fię w czo­łów­kach, tyłów­kach jak i wewnątrz fil­mu może być odpo­wie­dzial­ny mon­ta­ży­sta (cza­sa­mi, acz nie zawsze two­rzy je oso­bi­ście), sce­no­graf, kie­row­nik pro­duk­cji lub inny czło­nek eki­py. Nie­ste­ty, nie znam pol­skich fil­mów pozba­wio­nych błę­dów w tym aspek­cie. Jed­nak wśród tych, któ­re wyszły spod ręki Pru­gar, war­to przyj­rzeć się kil­ku czo­łów­kom. Mimo, że ude­rza w nich nie­dba­łość (a może nie­po­rad­ność) w szcze­gó­łach — dia­kry­ty­ki dora­bia­ne z prze­cin­ków lub byle jak docię­tych kre­sek, na siłę dopa­so­wa­ne lite­ry, kosz­mar­ne odstę­py mię­dzy zna­ka­mi itd. — są cza­ru­ją­ce. W star­szych reali­za­cjach przy­go­to­wy­wa­no je meto­da­mi ręcz­ny­mi (letra­set, wyci­nan­ki z papie­ru, kali­gra­fia, akwa­re­la etc.). 

Kadry z fil­mu: a) afisz i gaze­ta; b) czo­łów­ka; c) tyłówka



6. «Agent nr 1», reż. Zbi­gniew Kuź­miń­ski, Zespół Fil­mo­wy Nike, 1972, barwny

7. «Prze­kła­da­niec», reż. Andrzej Waj­da, Zespół Fil­mo­wy Kame­ra, 1968, cz‑b, telewizyjny

Dwa pla­ka­ty autor­stwa Bog­da­na Żochowskiego

Na ich tle wyróż­nia się opra­co­wa­nie gra­ficz­ne fil­mu «Agent nr 1»6 Kuź­miń­skie­go — to uni­ka­to­wy przy­kład czo­łów­ki typo­gra­ficz­nej (zecer­skiej). Abso­lut­nie wyjąt­ko­wa jest jej zgod­ność z ele­men­ta­mi sce­no­gra­fii (ogło­sze­nie o poszu­ki­wa­niu boha­te­ra na afi­szu i w gaze­cie) i pro­mo­cji (dwa pla­ka­ty fil­mo­we). Afisz oraz ogło­sze­nie pra­so­we zło­żo­ne i wydru­ko­wa­ne tech­ni­ką typo­gra­ficz­ną wyko­rzy­sta­no w dwóch sce­nach. Ten sam mate­riał posłu­żył do zapro­jek­to­wa­nia pla­ka­tów, wydru­ko­wa­nych tech­ni­ką off­se­to­wą. Ele­men­ty pla­ka­tów włą­czo­no do czo­łów­ki, w któ­rej wyko­rzy­sta­no tak­że skład zecer­ski. Wszyst­ko to (praw­do­po­dob­nie łącz­nie z dopra­co­wa­ną czo­łów­ką, ale nie­ko­niecz­nie tyłów­ką) wyszło spod ręki wybit­ne­go pro­jek­tan­ta typo­gra­fii Bog­da­na Żochow­skie­go — jego pro­jek­ty gra­ficz­ne poja­wi­ły się inco­gni­to tak­że w innych fil­mach, np. w «Prze­kła­dań­cu»7 Wajdy. 


Dla smacz­ku dołą­czam kil­ka cie­kaw­szych czo­łó­wek ze sto­łu mon­ta­żo­we­go Hali­ny Prugar-Ketling

Skomentuj