W dziwnej piwniczce

Oto nigdzie nie­pu­bli­ko­wa­ny dotąd tekst, w któ­rym Andrzej Toma­szew­ski wyja­śnia motyw powsta­nia nowe­go dzie­ła — «Sze­lest kart. Biblio­gra­fia sen­ty­men­tal­na». Dosta­łem go kil­ka dni temu wraz ze świe­żut­ką książeczką. 

Wyobra­żam sobie, że typo­graf­ka albo typo­graf, nie­ustan­nie wpa­trze­ni w ekran moni­to­ra, wyłą­cza­ją kom­pu­ter i zmie­rza­ją do biblio­te­ki albo anty­kwa­ria­tu. Tro­pią książ­ki pokry­te kurzem, bo prze­cież wie­dzą, że nie moż­na „wygo­oglo­wać” fak­tur żeber­ko­wa­ne­go papie­ru, skó­ry czy płót­na opra­wy. Ekran nie pozwa­la roz­po­znać kolo­ru cha­mo­is, woni intro­li­ga­tor­skie­go kle­ju i roto­gra­wiu­ro­wej far­by, usły­szeć sze­le­stu prze­wra­ca­nych kart. Z moni­to­ra nie wypad­nie zasu­szo­ny liść, a na mar­gi­ne­sie nie będzie notat­ki poprzed­nie­go czytelnika. 

Słu­cham? Że jestem waria­tem lub co naj­mniej trzep­nię­tym w gło­wę nie­dzi­siej­szym marzy­cie­lem? Być może, być może. 

Andrzej Tomaszewski: «Szelest kart. Bibliografia sentymentalna», s. 7Andrzej Tomaszewski: «Szelest kart. Bibliografia sentymentalna», s. 12Andrzej Tomaszewski: «Szelest kart. Bibliografia sentymentalna», s. 155

Andrzej Tomaszewski: «Szelest kart. Bibliografia sentymentalna»


Szcze­gó­ło­we informacje
ogme.pl, War­sza­wa 2011
Wstęp Ste­fan Szczypka
Foto­gra­fie Marek Ryćko
Redak­cja Doro­ta Zgaińska
Pro­jekt autora
ISBN 978‑83‑89236‑18‑0
For­mat 125×205 mm, 2+2, 200 stronic
Opra­wa bro­szu­ro­wa ze skrzy­deł­ka­mi, 2+0, foliowana
Nakład 500 egz.

Dzie­ło — książ­kę o książ­kach, któ­re rów­nież trak­tu­ją o książ­kach — zaczą­łem czy­tać. Zna­la­złem się w biblio­te­ce Andrze­ja, któ­ry pre­zen­to­wał mi swo­je naj­cie­kaw­sze i naj­waż­niej­sze zbio­ry. Czy­ta­li­śmy, oglą­da­li­śmy, dys­ku­to­wa­li­śmy. W pew­nym momen­cie powie­dział: — Wiesz co? Musisz coś zoba­czyć! — i zabrał mnie do piw­nicz­ki. A w piw­nicz­ce nic, tyl­ko calva­dos. Przy­ło­żył szpunt, no i się zaczęło! 

Przy­bił, roz­lał, a my gada­my po fran­cu­sku. Chwi­lę póź­niej zna­la­złem się w Nowym Jor­ku, gdzie z Mak­sy­mem oma­wia­łem po rosyj­sku jakąś nie­zwy­kle waż­ną spra­wę. Potem krót­ki wypad: Del­hi, Istam­buł, Tbi­li­si, Moskwa, Kijów, War­sza­wa. Śmia­łem się Ada­mo­wi w twarz, że nie kupił książ­ki za dzie­sięć tysię­cy. Z Hen­ry­kiem oba­ly­ly my hal­ba, ale szyb­ko, bo zaraz spo­tka­nie w Buda­pesz­cie. Tam od Tibo­ra żąda­łem popra­wek. W Ham­bur­gu poma­ga­łem Pete­ro­wi w opra­co­wa­niu fon­tów obwie­dnio­wych. Potem gania­ło mnie ZOMO za zry­wa­nie ruskich afi­szów. W zruj­no­wa­nym Wro­cła­wiu razem z Roma­nem kom­ple­to­wa­łem sta­re­go König‑Bauera. Znów w Księ­stwie War­szaw­skim kry­łem się przed car­ską cen­zu­rą. Wal­czy­łem na fron­tach za wol­ność waszą i naszą… Dość!

Wró­ci­łem do piw­nicz­ki. Andrzej cier­pli­wie cze­kał. — I co? — spy­tał z uśmie­chem — Podo­ba­ło się? — Tak. Podobało.

Jesz­cze po szkla­necz­ce. Pomy­śla­łem że trze­ba już iść na górę, ale wła­śnie skoń­czy­łem czy­tać i zasnąłem.

Spo­dzie­wa­łem się cze­go inne­go. Sądzi­łem że z cie­ka­wo­ścią prze­czy­tam tę książ­kę, a tym­cza­sem sta­ło się cał­kiem na odwrót. To ona mnie prze­czy­ta­ła. Niczym sta­ra sza­fa, albo ręko­pis z Sara­gos­sy, cał­ko­wi­cie mną zawładnęła.

Andrze­ju! Pozwól, że od cza­su do cza­su poja­wię się na Ste­gnach, by porwać jed­ną z Two­ich uko­cha­nych. Potem zwró­cę, obie­cu­ję, w sta­nie nie­na­ru­szo­nym. Szu­mi — nie — sze­le­ści mi w gło­wie. To chy­ba ten calvados.

Skomentuj