Róbmy swoje!

Odczu­wam wiel­ki dys­kom­fort, kie­dy zauwa­żam pró­bę opi­sa­nia jakie­goś typo­gra­ficz­ne­go pro­ble­mu — naj­ogól­niej rzecz ujmu­jąc — przy uży­ciu nie­fa­cho­we­go, a czę­sto nie­ade­kwat­ne­go słow­nic­twa. Rodzi się we mnie jakiś wewnętrz­ny pro­test prze­ciw­ko upad­ko­wi bran­żo­we­go języ­ka i mam wra­że­nie, że jestem w tego typu odczu­ciach odosob­nio­ny — bo język jest żywy, bo tech­no­lo­gia, bo postęp, bo to takie ład­ne sło­wo — całe mnó­stwo tego typu mier­nych argumentów. 

Czy ten język jest aż tak wiel­kim ana­chro­ni­zmem, że moż­na go kształ­to­wać w dowol­ny spo­sób, albo wręcz igno­ro­wać? Został prze­cież wypra­co­wa­ny przez poko­le­nia dru­ka­rzy głów­nie po to, by uni­kać pro­ble­mów wyni­ka­ją­cych z nie­po­ro­zu­mień na grun­cie ter­mi­no­lo­gii. Oczy­wi­ście, inny aspekt to budo­wa­nie gru­po­wej, nie­ja­ko eli­tar­nej toż­sa­mo­ści — nie każ­dy może dum­nie zwać się towa­rzy­szem sztu­ki dru­kar­skiej, ale jeśli rozu­mie nasz język, to jest nasz człowiek. 

Kil­ka wyda­rzeń ostat­nich dni przy­wra­ca mi impe­ra­tyw do pra­cy nad książ­ką, od trzech lub czte­rech lat spo­czy­wa­ją­cą w szu­fla­dach. Chcę znów zaglą­dać do szaf zapeł­nio­nych mate­ria­łem źró­dło­wym — książ­ka­mi poli­gra­ficz­ny­mi i typo­gra­ficz­ny­mi, spraw­dzać na wła­snej skó­rze, pisać. Nie wiem czy to wła­ści­we, ale czu­ję, że powi­nie­nem zacząć od cze­goś w rodza­ju słow­ni­ka połą­czo­ne­go z porad­ni­kiem, a może wyda­nych jako osob­ne tytu­ły? Zapew­ne powin­no to mieć też jakieś odbi­cie w arty­ku­łach na niniej­szym blo­gu. Zoba­czy się.

Tym­cza­sem, gdy­by jed­nak ktoś chciał mi pomóc, może mnie obda­ro­wać lite­ra­tu­rą facho­wą — typo­gra­fia, poli­gra­fia i podob­ne (nawet w bar­dzo sze­ro­kim stop­niu pokre­wień­stwa). Oto spis tytu­łów, któ­ry­mi dys­po­nu­ję. Rób­my swoje!

5 komentarzy

  • Grzesiek pisze:

    Rafa­le,
    zga­dzam się z tym co napi­sa­łeś, cho­ciaż uwa­żam, że pro­blem jest znacz­nie szer­szy. Moim zda­niem doty­czy to języ­ka jako takie­go. Dowol­ne jego kształ­to­wa­nie to naj­czę­ściej nie­zna­jo­mość (w sen­sie ogól­nym zasad pisow­ni, w odnie­sie­niu do bran­ży terminologii).
    Myślę, że w znacz­nym stop­niu odpo­wia­da­ją za to wła­śnie nowe tech­no­lo­gie. Poja­wie­nie się kom­pu­te­rów spo­wo­do­wa­ło ogra­ni­cze­nie czyn­no­ści pisa­nia (w sen­sie pisa­nia ręcz­ne­go), a spraw­dza­nie błę­dów w edy­to­rach tek­stu prze­rzu­ci­ło odpo­wie­dzial­ność za pisow­nię na kom­pu­ter. Wię­cej nawet, spo­ty­kam się (i pew­nie nie tyl­ko ja) z argu­men­ta­mi typu „W.rd mi to popra­wił, więc tak musi być dobrze”.
    Zosta­je mi życzyć Ci powo­dze­nia w pra­cy nad projektem.

  • beau pisze:

    Tak! Tyl­ko napisz to więk­szą czcionką! 🙂

  • Aleksander pisze:

    Wszyst­ko o dru­kar­stwie spi­sa­no w Ency­klo­pe­dii Wie­dzy o Książ­ce wyda­nej przez Osso­li­neum Wro­cław 1971.
    Pozy­cja trud­na do prze­ce­nie­nia w zawar­tej w niej wie­dzy z dzie­jów drukarstwa.

    Rów­nież trud­no było­by komu­kol­wiek w poje­dyn­kę ją posze­rzyć czy uzu­peł­nić o współ­cze­sne hasła.

    Typo­graf to maszy­na dru­kar­ska a typo­gra­fia to po pro­stu dru­kar­nia, w któ­rej dru­karz kształ­tu­je arty­stycz­nie daną publi­ka­cję. Do tego poję­cia nale­ży rów­nież kształ­to­wa­nie pisma dru­kar­skie­go (czcio­nek), któ­rym zaj­mu­ją się arty­ści gra­fi­cy rytow­ni­cy. Pro­ste, jed­no­znacz­ne i logiczne.

    Dzi­siaj rola dru­karń spro­wa­dza się tyl­ko do poli­gra­fii off­se­to­wej. Wyge­ne­ro­wa­ne z kom­pu­te­ra pły­ty off­se­to­wa zakłą­da się na maszy­ny i trze­pie nakład w pro­ce­sie ste­ro­wa­nym komputerowo.

    Śro­do­wi­sko bran­żo­we: skła­da­cze kom­pu­te­ro­wi czy­li gra­fi­cy pro­jek­tan­ci czy­li gór­no­lot­nie typo­gra­fo­wie, posłu­gu­je się żar­go­nem a nie encyklopedią. 

    W tym żar­go­nie wypie­ra się pol­skie sło­wo ZNAK sło­wem angiel­skim LOGO, w prze­róż­nych tłumaczeniach.

  • Adam pisze:

    Według mnie pro­ble­mem jest to że świa­tek typo­gra­ficz­ny uległ znacz­ne­mu, jeśli nie cał­ko­wi­te­mu, roz­her­me­ty­zo­wa­niu. Obec­nie ludzie nie­ma­ją­cy przy­go­to­wa­nia poli­gra­ficz­ne­go kreu­ją się na auto­ry­te­ty w tej dziedzinie.

    Skąd ludzie mają znać język bran­żo­wy jeśli np. dzi­siej­szy „zecer” swo­ją wie­dzę czer­pie z instruk­cji obsłu­gi InDe­si­gna? Ostat­nio gdzieś prze­czy­ta­łem wypo­wiedź oso­by, któ­ra twier­dzi­ła, że nie ma cze­goś takie­go jak nor­my czy zasa­dy skła­du. Znam też przy­pa­dek czło­wie­ka, któ­ry nie bar­dzo wie­dział co chce robić po stu­diach, więc kupił pakiet opro­gra­mo­wa­nia Ado­be i zało­żył fir­mę świad­czą­cą usłu­gi wydaw­ni­cze. Bar­dzo szyb­ko oka­za­ło się, że porwał się z moty­ką na słońce.

  • Ła… nie spo­dzie­wa­łem się — jak na ten blog, to sze­ro­ki odzew, a dla mnie dodat­ko­wy doping.

    Z off­se­ta­mi nie zawsze jest tak kom­pu­te­ro­wo i auto­ma­tycz­nie. Pamię­taj­my, że druk off­se­to­wy wywo­dzi się z lito­gra­fii, uzna­wa­nej prze­cież za tech­ni­kę szla­chet­ną. Fakt, że świat pędzi do przo­du, ale chy­ba trze­ba za nim nadą­żać… a ja jed­nak myślę, że lepiej, by świat sta­rał się nadą­żać za nami.

    Beau, wiesz prze­cież, że wolę pisać piórem.

Skomentuj