Międzynarodowe Targi Poznańskie. Jest dwunasty kwietnia dwa tysiące jedenastego roku. Nie byłem tu ponad dziesięć lat, ale wczoraj postanowiłem znów wybrać się na «Poligrafię», wszak podróże kształcą. Wypisałem sobie delegację i ruszyłem do Wielkopolski.
Od razu dała się zauważyć znacznie lepsza organizacja. Przy wejściu miejsca do wypełniania ankiet rejestracyjnych dla kilkuset osób. Żadnych kolejek. Wszystko wspierane przez elektronikę.
Jednak okazało się że Poligrafia 2011, to nie ta impreza co kiedyś. Znacznie mniejszy rozmach. Wystawcy niewiele pokazują, albo ich brak. Wszyscy zmieścili się w trzech halach, a w jednej z nich były nawet spore przeciągi. Bieda. Dwadzieścia lat temu sama branża poligraficzna wypełniała po brzegi cały teren targów.
Aby wejść na targi, należało nabyć bilet (1 zł przez internet, 30–100 zł w kasie) lub skorzystać z zaproszenia. Zaproszenia oraz tańsze bilety obarczono koniecznością rejestracji — zbierano dane osobowe i firmowe.
Pokazała się większość rodzimych dostawców chemii i materiałów eksploatacyjnych, polscy producenci maszyn czy różnych systemów wspomagających produkcję oraz dostawcy oprogramowania. Nie wiadomo dlaczego zabrakło dostawców papieru — ani jednego.
Producenci maszyn drukujących przysłali tylko delegację. Demonstrowano w ruchu dwie półformatowe czterokolorówki offestowe — KBA i Ryobi (poza tym kilka mniejszych modeli) i dwie wąskowstęgowe maszyny fleksograficzne. Równie skromną reprezentację wystawili producenci urządzeń do serigrafii. Rotograwiura — jeśli była — zupełnie niedostrzegalna. Gdzieniegdzie rozstawili stoiska sprzedawcy maszyn używanych. Ale, by nie było tak zatrważająco pusto, druk cyfrowy i InkJet zajęły dużą część powierzchni targowej.
Jak zwykle, pojawili się przedstawiciele branżowych czasopism, organizacji i uczelni. Swoją ofertę przedstawiały również drukarnie. Jedna z ciekawszych to Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych — proszę się nie czuć przytłoczonym nazwą, to normalne przedsiębiorstwo, z którego usług każdy może korzystać.
Atrium — polski dystrybutor ploterów Mutoh — na chyba największej powierzchni zaprezentowało sporo urządzeń, a niektóre naprawdę ogromne — bardzo dobre wrażenie.
Ciekawostką był Mutoh Valuejet Hybrid. To cudo potrafi napylać atrament na podłożach podawanych z roli albo sztywnych do szerokości 1625 mm. Możliwa do uzyskania rozdzielczość to 1440 dpi (w obu kierunkach). Zastosowano w nim także zmienną wielkość kropli, system eliminujący pasmowanie oraz dwa sposoby suszenia: termiczne i pneumatyczne. Maszyna zdobyła złoty medal targów.
Duże i ładnie urządzone stoisko pokazała Agfa (została zresztą za nie nagrodzona), jednak tłok powstał tak duży, że nie szło się zbyt wiele dowiedzieć. Firma w tym roku prezentowała wyłącznie systemy inkjetowe, pominąwszy zupełnie prepress. Czy Agfa na tym rynku zdobędzie znaczącą pozycję? Nie wiem. Ale taka, widać, strategia.
Źródło: Atrium
Źródło: Agfa
Konferencje
Źródło: Międzynarodowe Targi Poznańskie, fot. M. Melanowicz
Pierwsze kroki po przejściu przez bramę skierowałem na konferencję COBRPP «Zawodowe szkolnictwo poligraficzne w epoce technologii cyfrowych». Wysłuchałem trzech niezwykle interesujących wykładów — Andrzeja Makowskiego o poligrafii jako dyscyplinie naukowej, Artura Frankowskiego o projektowaniu współczesnych pism drukarskich, Andrzeja Tomaszewskiego o estetycznych i etycznych (!) aspektach kształcenia poligrafów. Pozostałe opuściłem.
Tego samego dnia odbyła się również konferencja pt. «Poligrafia — o rynku i nowościach» (organizowana przez Heidelberga z Grafikusem, Polskim Bractwem Kawalerów Gutenberga i KPMG), której clou miała stanowić prezentacja raportu «Rynek poligraficzny w Polsce». Poprzedzono ją jednak długim i nudnym programem sprzedażowym organizatorów. Nie znalazłem na to czasu.
Wydaje mi się, że ciekawa mogła okazać się konferencja Polskiej Izby Druku pt. «Przyszłość książki w świecie cyfrowym», jednak zaplanowano ją dopiero na czwartek — niestety nie miałem okazji w niej uczestniczyć.
Nie potrafię jednoznacznie podsumować tych targów. Odnoszę wrażenie, że były (a może są?) bardzo ubogie — niewiele nowego wnoszą. To pewnie odbicie rynku. Nie ma chyba sensu wykładać wszystkich kart, skoro nie zaowocuje to wygraną (sprzedażą). Z drugiej strony mamy jednak spotkanie branży, swoiste biennale, podczas którego można się o niej sporo nauczyć. Widziałem parszywe logo targów, a na stoiskach obskurne reklamy, paskudne książki i koślawe przykłady corporate identity. Były też i ładne.
Myślę, że dzięki wystąpieniom takich Makowskich, Tomaszewskich czy Frankowskich, poligrafia odżyje. Bo to nie technologia niesie ratunek dla branż (patrząc dalej: społeczeństw), ale właśnie dizajn, któremu jest podporządkowana. A jeśli nie jest, to być powinna.