Coraz częściej napotykam, w internetowych wypowiedziach osób zajmujących się projektowaniem, różne językowe śmieci. Ostatnio zwaliły mnie z nóg słówka: owy i styli.
Wydaje się że owy, to próba połączenia rosyjskiej wersji оный [onyj] z żeńską formą owa. Prawidłowo powinno być ów. Jeśli chodzi o drugie — dopełniacz liczby mnogiej słowa styl przybiera formę stylów.
Zachodzę w głowę, skąd w dzisiejszych czasach biorą się takie błędy? Przecież każde oprogramowanie, wykorzystywane do pracy z tekstem jest wyposażone w słownik do sprawdzania pisowni — skoro nawet w tej chwili oba błędne słówka mam podkreślone na czerwono, to ich upartego stosowania nie da się usprawiedliwić niewiedzą. Lekceważenie swoich czytelników, niedbalstwo czy głupota?
Od jakiegoś czasu leży mi na wątrobie słownik języka polskiego, który dołączany do programów łamiących, sprawdzałby pisownię (lepiej, niż powszechnie używane) oraz dzielenie wyrazów. Dzielenie wyrazów to bolączka większości współczesnych publikacji, również niniejszego blogu. Zazwyczaj realizuje się wyłącznie fonetyczne — zgodnie z sylabami — zamiast przede wszystkim morfologiczne — według podziałów znaczeniowych.
Jan Tschichold w swoich zaleceniach dopuszczał zlekceważenie zasad dzielenia, aby utrzymać szarość kolumny — w wąskim łamie można dopuścić dzielenie fonetyczne lub nawet złamać to kryterium i dzielić nieprawidłowo — jednak w większości książkowych akapitów nie zachodzi taka potrzeba. Ze smutkiem obserwuję, że wiedza na temat dzielenia wyrazów jest dzisiaj trochę przykurzona. Czy rzeczywiście jej potrzebujemy i chcemy z niej korzystać? Gdy obserwuję mnogość błędów ortograficznych, fleksyjnych czy polskie teksty bez znaków diakrytycznych, to drżę. Nie wiem, czy warto podejmować wysiłek stworzenia kolejnego słownika, który nawet gdy okaże się dobry, zapewne pozostanie taki sam dla siebie.
Wielu łamaczy, składaczy, projektantów jest zaprawdę nieomylnych. Ich niepodważalna wiedza wystarcza, po co słownik? Niestety, gdy ujawnia się ich analfabetyzm, nie wszyscy wiedzą kiedy się zaśmiać — jakież to dizajnerskie!
4 komentarze
„Owy”, „styli” – te formy są błędne, w sensie: nie notują ich słowniki, ale wyjeżdżając z analfabetyzmem uderzasz ze zbyt grubej rury.
W tzw. żywej, zwłaszcza mówionej, polszczyźnie „dobór naturalny” odrzuca wszelkie komplikacje fleksyjne; użytkownicy języka mają nawyk wybierania końcówek popularnych i analogicznych do często używanych. A te z ‑ów są obecnie w odwrocie. Parę dni temu grając w scrabble spotkałem sie z dość archaiczną formą „motylów”, która wydała mi się tak absurdalna, że nigdy bym nie pomyślał, że mogą ją notować słowniki. A jednak. Oczywiście występuje tu oboczność dopełniacza z „motyli”.
Żeby było jasne – nie gloryfikuję równania w dół, nie zasadzam się z flagą na barykadzie z okrzykiem „precz z ‹poszedłem›, niech żyje poszłem!”. Ale trzeba mieć wyczucie, co błedem jest i nim pozostanie, a co ma realną szansę na wpisanie do słowników.
I jeszcze: bardziej mnie drażni patologiczne nieodmienianie „ów” w języku dzisiejszej młodzieży. Tego nie podkreśli żaden słownik zamontowany w edytorze.
Wiesz bodo, o ile jestem w stanie sobie wyobrazić, że „styli” za jakiś czas stanie się poprawną formą — mimo, że strasznie mnie razi — to nie potrafię tego zrobić z „owy”. A jakie patologiczne nieodmienianie masz na myśli? podasz przykłady?
Przykład. Nie jest to może „ów” w stanie czystym, ale za to, zamiast spod pióra przyszczatego nastolatka z onetczatu, wydobyło się ze współczesnej twórczości tekściarskiej. Nota bene, pomijając aspekt nowomowy, dosyć bliskiej mi twórczości:
„Kiedy wracała słychać było klaksony, całą orkiestrę
Spoconych kolesi, którzy byli gotów ujarzmić bestię”
http://tekstyhh.pl/index.php/Fisz/Najpiekniejsza-kobieta-w-miescie.html
Brzmi tak… futurystycznie 😉